Powolnym krokiem nadchodził wieczór. Siedziałam wtulona w puszysty, biały koc w salonie, z kubkiem gorącej kawy i relaksowałam się przy ulubionej muzyce. Sobotnie popołudnia zdecydowanie należały do najlepszych w ciągu tygodnia. Mogłam bezstresowo odpoczywać, nie przejmując się swoim domowym wyglądem, gniazdem na głowie i problemami w kawiarni, które miałam okazję odczuwać przed ostatnie pięć dni pod rząd. Nareszcie miałam trochę czasu dla siebie i swoich upodobań czy dziwactw.
Zadowolona z cudownego błogostanu, w którym się znajdowałam, zdecydowałam się na paczkę cienkich papierosów, wydobytych spod sterty poduszek, leżących obok mnie. Zapaliłam jednego z nich i zaciągnęłam się tym obezwładniającym smakiem. Jedno głębsze sztachnięcie wystarczyło, aby w płucach znalazła się chmura szarego, zatruwającego dymu. Beznamiętnie wypuściłam go z ust.
Mimo, że wiedziałam o zabójczej mocy tego czynnika, nie umiałam się od niego odpędzić. Poprawiał mi nastrój w smętne dni i był wisienką na torcie w trakcie totalnego nieróbstwa. I tak kiedyś umrę, więc dlaczego miałabym sobie żałować? Wszystko jest dla ludzi.
Idealna atmosfera, w której tkwiłam, została bezceremonialnie zmącona przez przychodzącą wiadomość. Jej głośny dźwięk rozległ się w całym pokoju.
Kto jest tak bezczelny, żeby zakłócać moją samotność? No tak, Reus.
"Skarbie ubierz się stosownie, będę za 15 minut xx, R."
Prychnęłam głośno, opluwając ekran. Nie miałam najmniejszego zamiaru wygrzebywać się z ciepłego kokonu, w którym byłam schowana i wychodzić gdziekolwiek z kimkolwiek. Nie dzisiaj, spadaj natręcie.
Rzuciłam telefonem w przeciwny kąt kanapy i wróciłam do poprzedniej pozycji, by w ciągu kilku minut popaść w rozkoszną drzemkę.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Albo walenie. Tak, zdecydowanie głośne i gwałtowne dobijanie się do drzwi. Podniosłam się raptownie do pozycji wertykalnej i owinięta szczelnie kocem, podeszłam powitać miłego gościa.
- Jaja sobie, kurwa, robisz? Miałaś być ubrana! - wrzasnął poirytowany blondyn, mierząc mnie złowrogo wzrokiem. Jego ręka zsunęła się po framudze, w akompaniamencie zrezygnowanego westchnięcia.
- Nie mam ochoty na spacerki, więc radziłabym ci jak najszybciej stąd spierdolić, bo powoli tracę cierpliwość nad twoją cholerną osobą. Przestań mnie wreszcie nachodzić i dyktować plan dnia. Nie masz nade mną żadnej władzy - warknęłam, zaciskając pięści. Co on sobie myśli? Że jestem jakąś panią do towarzystwa, która będzie przy nim skakać i robić wszystko, co każe? Na to mu nigdy nie pozwolę.
- Nie testuj mnie, bo możesz nie dostać drugiej szansy - cień potwornej irytacji przemknął przez bladą twarz Marco.
- Mam się już zacząć bać? Czy może jeszcze czymś chcesz mnie postraszyć?
- Czekam w samochodzie, masz dziesięć minut albo inaczej porozmawiamy - mruknął gniewnie i wyszedł, z impetem trzaskając drzwiami.
Mówiąc, że się zabawimy absolutnie nie miałam na myśli sobót, bo to dzień tylko i wyłącznie dla mnie, ale skoro tak mu na tym zależy, zrobię wyjątek. Jeden, jedyny raz. Ciesz się blond pizdeczko.
Uczesałam roztargane na wszystkie strony włosy, upięłam je w prostego kucyka, założyłam czarne spodnie z wysokim stanem i białą koszulę, czarne botki na obcasie i standardowo pociągnęłam usta czerwoną szminkę.Wyszłam z mieszkania, uprzednio je zamknąwszy.
- Wreszcie - przywitał mnie jego głos, kiedy tylko szarpnęłam za klamkę samochodu.
"Spokojnie mój Romeo"
- Gdzie jedziemy? - spytałam obojętnie, kiedy usadowiłam się wygodnie na fotelu pasażera.
Nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko pobłażliwie nie znosząc wzroku z jezdni.
Przewróciłam oczami w geście niezadowolenia jego nie zbyt kulturalnym zachowaniem i uciekłam myślami gdzie indziej.
W samochodzie Marco pachniało drogimi perfumami. Beżowa tapicerka idealnie kontrastowała z czarnym lakierem pojazdu. Nowoczesne wyposażenie, elektronika i klasyczna muzyka w radio, zrobiły na mnie duże wrażenie, chociaż wcale nie znałam się na samochodach. Ciekawa byłam, gdzie pracuje, skoro ma takie cacko.
Przez całą drogą nikt się nie odzywał. Ja nie miałam zamiaru rozpoczynać z nim konwersacji, a on widocznie był zbyt zaabsorbowany jazdą, żeby cokolwiek powiedzieć. Niezły z niego dżentelmen.
Po kilkunastu minutach zatrzymaliśmy się przed jakąś restauracją. Dobra, może nie jakąś.
II Casolare to moja ulubiona. Skąd wiedział, że jestem maniaczką włoskiej kuchni? Wysiadłam z samochodu, zaciągając się smakowitym zapachem pizzy, który roznosił się dookoła lokalu.
Reus pociągnął mnie za nadgarstek do środka i usiadł przy stoliku w rogu sali. Po chwili podeszła do nas kelnerka, której złożyliśmy zamówienie.
- Nie byłam głodna, nie musisz się o mnie troszczyć. Dlaczego w ogóle mnie tu przywiozłeś? Myślałam, że nie jesteś z tych, których relacją z kobietą trwa dłużej niż jedna noc - powiedziałam w końcu, po chwili przeklętej ciszy. Może narzekanie nie było na miejscu, ale nie chciałam pokazywać, że cieszę się, że gdzieś mnie zabrał.
- Zadajesz za dużo pytań, kotku...
- A na żadne nie otrzymuję odpowiedzi.. - dokończyłam za niego, zdenerwowana tymi wymijającymi śpiewkami.
- Nie muszę ci się tłumaczyć, gdybym chciał cię zgwałcić, dawno bym to zrobił. Nie komplikuj tego - oparł z ironicznym uśmieszkiem na ustach.
- Och, to naprawdę przekonywujący argument. Bardzo mnie pokrzepiłeś Marco - fuknęłam, przewracając oczami.
Swoją drogą, dlaczego byłam tak niezadowolona i marudna? Zabrał mnie na kolację do jednej z popularniejszych restauracji w Berlinie, był cięty i niedostępny jak ja, a do tego rozmowa z nim była w pewnym sensie wyzwaniem. A Blair kocha wyzwania, prawda?
Może powinnam się cieszyć, że coś ciekawego dzieje się w moim cholernie nudnym i pospolitym życiu?
Nienawidzę miłości, randek i tego całego romantyzmu, jaki czuć w promieniu kilometra od kochających się ludzi, ale takie niegrzeczne podchody i spontaniczne zbliżenia są dla mnie jak najbardziej interesujące. Nie jestem w stanie kogoś pokochać, nigdy nie byłam zakochana, bo uważałam (i nadal uważam) , że to gówno nie jest mi do szczęścia potrzebne, jednak nie mam nic przeciwko znajomości opierającej się na kolegach "z opcją".
Dziwka? Nie to określenie. Dziewczyna lubiąca relacje bez zobowiązań? Lepiej.
Reus pojawił się nieplanowanie. Był seksowny, tajemniczy, nieokiełznany i z tego, co wnioskowałam miał podobny pogląd na związki. W głowie zaświecił mi się czerwony baner, krzyczący OKAZJA.
- Wiedziałem, że nie zapomnisz mojego imienia. Żadna nie zapomniała - niski głos delikwenta wyrwał mnie z zamyśleń.
- Faktycznie, dobry powód do chwalenia.
- Ja się nie chwalę, tylko stwierdzam fakty.
- Nazywaj to jak chcesz, ale teraz wolę żebyś zamilkł, bo chciałabym zjeść w spokoju - oznajmiłam, widząc talerze z pizzą, niesione przez cycatą, blond kelnerkę.
- Wedle życzenia, skarbie.
Po zajebistej kolacji, która zniknęła z mojego talerza tak szybko, jak się na nim pojawiła, oparłam się o czerwone obicie skórzanego fotela, ze szklanką piwa i sączyłam je z zadowoleniem na ustach.
W pewnym momencie drzwi do restauracji gwałtownie się otworzyły a do środka wparowało dwóch facetów, ubranych w czarną skórę. Rozglądali się uważnie po lokalu i usiedli w jednym ze stolików z minami, które nie zwiastowały niczego dobrego. Wydawało mi się jakby na kogoś czekali. Wzruszyłam apatycznie ramionami i przeniosłam wzrok na mojego kompana. Miał zaciśnięte w wąską linijkę wargi, napięte mięśnie na twarzy i rozszerzone źrenice. Odstawiłam z wrażenia piwo na stół. Wyglądał na zdenerwowanego albo wkurzonego. Ciężko było to zdiagnozować.
W pewnym momencie drzwi do restauracji gwałtownie się otworzyły a do środka wparowało dwóch facetów, ubranych w czarną skórę. Rozglądali się uważnie po lokalu i usiedli w jednym ze stolików z minami, które nie zwiastowały niczego dobrego. Wydawało mi się jakby na kogoś czekali. Wzruszyłam apatycznie ramionami i przeniosłam wzrok na mojego kompana. Miał zaciśnięte w wąską linijkę wargi, napięte mięśnie na twarzy i rozszerzone źrenice. Odstawiłam z wrażenia piwo na stół. Wyglądał na zdenerwowanego albo wkurzonego. Ciężko było to zdiagnozować.
- Wychodzimy. I żadnych pytań - warknął ozięble i wypchnął mnie z fotela, rzucając zmiętymi banknotami na stół w ramach zapłaty. Z mgnieniu oka znaleźliśmy się na zewnątrz. Marco rozglądał się uważnie dookoła, penetrując teren jak pies bojowy, po czym spoważniał widząc, jak ci dwaj mężczyźni, którzy przed paroma minutami weszli do środka, opuszczają pomieszczenie i kierują się w jego stronę.
- Czekaj w samochodzie - mruknął, podając mi kluczyki.
Pospiesznie wykonałam jego polecenie, bo widziałam, że nie jest w nastroju do przekomarzania się ze mną, a naprawdę chciałam jeszcze trochę pożyć. Wsiadłam do samochodu i zapięłam pas, z zainteresowaniem obserwując sytuację za oknem.
Marco wyprowadził typów sprzed wejścia, tak, by pozostali niezauważeni przez pozostałych gości restauracji i zaczął z nimi rozmawiać, co jakiś czas popychając jednego z nich.
Po krótkich spekulacjach, sięgnął do wewnętrznej kieszeni swojej dżinsowej kurtki, wyjmując z niej pistolet, którym zakręcił na palcu z drwiącym uśmieszkiem, wyrysowanym na bladoróżowych ustach.
Jeden z mężczyzn zaczął nerwowo wymachiwać rękami, tak jakby miało to go jakoś obronić i szybko wydobył plik pieniędzy, podając je Reusowi. Ten cisnął nimi o ziemię i z agresją na twarzy docisnął ich obu do ściany, przykładając broń do skroni. W odstępie paru sekund usłyszałam cichy dźwięk oddania strzału, lekko stłumionego przez barierę w postaci głowy skazańca.
Dwa ciała obszernych facetów runęły na ziemię. Reus wyjął z kieszeni chusteczkę, oczyszczając pistolet z odcisków palców i włożył go w dłoń zabitego. Powycierał ich kurtki, żeby nie zostały na nich jego linie papilarne, po czym ściągnął z dłoni, wcześniej przeze mnie nie zauważone gumowe rękawiczki i ruszył w kierunku samochodu.
Marco wyprowadził typów sprzed wejścia, tak, by pozostali niezauważeni przez pozostałych gości restauracji i zaczął z nimi rozmawiać, co jakiś czas popychając jednego z nich.
Po krótkich spekulacjach, sięgnął do wewnętrznej kieszeni swojej dżinsowej kurtki, wyjmując z niej pistolet, którym zakręcił na palcu z drwiącym uśmieszkiem, wyrysowanym na bladoróżowych ustach.
Jeden z mężczyzn zaczął nerwowo wymachiwać rękami, tak jakby miało to go jakoś obronić i szybko wydobył plik pieniędzy, podając je Reusowi. Ten cisnął nimi o ziemię i z agresją na twarzy docisnął ich obu do ściany, przykładając broń do skroni. W odstępie paru sekund usłyszałam cichy dźwięk oddania strzału, lekko stłumionego przez barierę w postaci głowy skazańca.
Dwa ciała obszernych facetów runęły na ziemię. Reus wyjął z kieszeni chusteczkę, oczyszczając pistolet z odcisków palców i włożył go w dłoń zabitego. Powycierał ich kurtki, żeby nie zostały na nich jego linie papilarne, po czym ściągnął z dłoni, wcześniej przeze mnie nie zauważone gumowe rękawiczki i ruszył w kierunku samochodu.
- Co to kurwa było? Egzekucja? - pisnęłam, zszokowana tonem własnego głosu, kiedy znalazł się obok mnie na siedzeniu kierowcy.
- Jedziemy do mnie. I żadnych pytań, maleńka - wtrącił krótko, nie odpowiadając nawet na zadane pytanie, po czym ruszył spod drzewa, pod którym uprzednio zaparkował.
Po kwadransie drogi, która jak zwykle umknęła w przenikliwym milczeniu, dojechaliśmy do apartamentu Reusa. Był to wielki, nowoczesny budynek, utrzymany w stonowanej kolorystyce. Do jego posiadłości prowadziła dróżka z marmuru, wokół znajdował się rozległy pas zieleni i ogromny basen. Automatyczna brama otworzyła się pod wpływem czujki, zamontowanej w samochodzie. Wjechaliśmy na podziemny parking.
Marco otworzył swoje drzwi, po czym podszedł do strony pasażera i otworzył również moje, podając dodatkowo rękę. Zaśmiałam się mu głośno w twarz i wyszłam sama.Nie potrzebuję sztucznej grzeczności.
Weszłam za blondynem do budynku, ściągając w holu buty. Zaprowadził mnie do salonu, który miał rozmiary większe, niż całe moje mieszkanie. Ściany pomalowane siwą farby prezentowały się nienagannie z czarnymi meblami i białą tapicerką skórzanej, wielkiej kanapy, postawionej w rogu pomieszczenia. Siedemdziesięciu-calowy telewizor ustawiony był naprzeciwko. Obok znajdowała się pokaźna ilość płyt z muzyką klasyczną, jazzową i rockową oraz gry wideo, których ilość mogłaby być śmiało porównana do wystawy sklepowej.
Usiadłam na sofie, napawając się idealnym zapachem, panującym w całym domu. Marco jak widać, również uwielbiał perfumy Dolce Gabbana.
- Napijesz się? - spytał niskim głosem, pojawiając się w pokoju z butelką czerwonego, wytrawnego wina.
Skinęłam głową w geście potwierdzenia.
W chwilę później siedzieliśmy wygodnie na kanapie, słuchając Chopina i delektując się najlepszej jakości trunkiem, jaki miałam okazję kiedykolwiek wypić.
- Powiesz mi, co to było za przedstawienie przed restauracją? - odważyłam się zadać pytanie, które nurtowało mnie od momentu wyjścia z lokalu.
Odetchnął głęboko.
- Nigdy nie zrozumiesz, o co chodzi w moim cholernym życiu, Blair - poczułam dreszcze na dźwięk własnego imienia, wymawianego przez blondyna w tej idealnej intonacji. Upiłam łyk wina. - Małe porachunki z niektórymi, mogą przysporzyć wielu problemów. Ujmę to inaczej. Nie zrobili tego, o co prosiłem. Ze mną się nie zadziera, mieli okazję odczuć to na własnej skórze - chytry uśmieszek wkradł się na jego usta.
- Zabiłeś dwóch mężczyzn! To przestępstwo Reus! -podniosłam nieco głos, żeby zaakcentować powagę sprawy. Świetnie, widuję się z mordercą. Zawsze miałaś nosa do mężczyzn, Blair.
-Kogo to obchodzi? Nikt nie dowie się, że to ja ich zastrzeliłem. Ściągnąłem odciski palców z broni i ich kurtek, miałem na sobie rękawiczki, upozorowałem zabójstwo i samobójstwo w jednym. To nie pierwszy raz, kiedy w ten sposób załatwiam niewygodnych klientów - uśmiechnął się złowrogo, dopijając alkohol do końca.
Otworzyłam usta ze zdziwienia. Klientów? To czym on się zajmuje?
- To skomplikowane - odpowiedział z wyprzedzeniem na nie zadane przeze mnie pytanie.
Westchnęłam ciężko i podparłem głowę dłonią, wpatrując się w kieliszek.
Nie bałam się go. Nie przerażał mnie fakt, że zabija ludzi, którzy mu zawadzają, że ma kasy jak lodu i codziennie nową panienkę w swoim łóżku. Powiem szczerze, że nawet mi to imponowało, mimo że chyba nie powinno.
- Muszę wracać - złapałam torebkę w dłoń i podniosłam się z miejsca.
- Nie mogę prowadzić kochanie.
- Mam nogi i kasę w portfelu. Umiem o siebie zadbać.
- Nie. Zostaniesz dzisiaj u mnie - warknął, odstawiając szklane naczynie na stół.
- Chyba sobie żartujesz! Nie mów mi co mam robić, sama doskonale wiem, co jest dla mnie najlepsze! - krzyknęłam i pospiesznie udałam się w stronę drzwi.
- Blair nie wyprowadzaj mnie z równowagi! Chyba, że chcesz skończyć jak ci dwaj pod restauracją! - syknął, wyciągając pistolet z kieszeni.
- Chcesz mnie zabić? No proszę, dawaj, pozbądź się niepotrzebnej osoby! Nie wskoczyłam ci do łóżka to teraz możesz się mnie pozbyć w niehumanitarny sposób! - upuściłam torebkę na ziemię i stanęłam na wprost Reusa, patrząc mu prosto w oczy. Myślał, że mnie nastraszy, że upadnę na kolana i będę go przepraszać jak spłoszone zwierzę. Jego, kurwa, niedoczekanie.
Zielone tęczówki świdrowały mnie swym spojrzeniem. Czułam jego gorący oddech na twarzy, jego boskie perfumy, obezwładniające węch. Nie denerwowałam się, tym co może się za chwilę wydarzyć. Serce w dalszym ciągu spokojnie wybijało swój równomierny rytm, oddech był stabilny, czekałam cierpliwie na rozwój wydarzeń.
Minęło kilka minut zanim rozwścieczenie z jego twarzy zniknęło na dobre. Opuścił broń na podłogę i spuścił wzrok. Jeden zero dla Krämer, frajerze.
- Powinieneś iść na specjalne leczenie, jesteś niezrównoważony psychicznie - wypuściłam powietrze z ust i zrobiłam krok w tył - Lepiej dla mnie będzie jak już pójdę - złapałam za gałkę drzwi, chcąc jak najszybciej ulotnić się z tego miejsca, zanim tykająca bomba znów wybuchnie.
- Zostań, proszę - wymówił powoli, podnosząc głowę i obrzucając mnie swym przenikliwym spojrzeniem. - Blair, proszę - powtórzył.
Przewróciłam niezadowolona oczami i pozwoliłam mojej torbie z powrotem przybić piątkę z podłogą. Wyminęłam go obojętnie, opierając się plecami o zimną ścianę.
- Czego ty ode mnie chcesz? - powiedziałam żałośnie.
Wolnym krokiem zbliżył się do mnie i stanął tak blisko, że prawie stykaliśmy się twarzami. Poczułam jego dłonie na własnych nadgarstkach, które przycisnął mocno do ściany.
Przygryzł dolną wargę i uśmiechnął się szyderczo.
- Chcę ciebie.
Po kwadransie drogi, która jak zwykle umknęła w przenikliwym milczeniu, dojechaliśmy do apartamentu Reusa. Był to wielki, nowoczesny budynek, utrzymany w stonowanej kolorystyce. Do jego posiadłości prowadziła dróżka z marmuru, wokół znajdował się rozległy pas zieleni i ogromny basen. Automatyczna brama otworzyła się pod wpływem czujki, zamontowanej w samochodzie. Wjechaliśmy na podziemny parking.
Marco otworzył swoje drzwi, po czym podszedł do strony pasażera i otworzył również moje, podając dodatkowo rękę. Zaśmiałam się mu głośno w twarz i wyszłam sama.Nie potrzebuję sztucznej grzeczności.
Weszłam za blondynem do budynku, ściągając w holu buty. Zaprowadził mnie do salonu, który miał rozmiary większe, niż całe moje mieszkanie. Ściany pomalowane siwą farby prezentowały się nienagannie z czarnymi meblami i białą tapicerką skórzanej, wielkiej kanapy, postawionej w rogu pomieszczenia. Siedemdziesięciu-calowy telewizor ustawiony był naprzeciwko. Obok znajdowała się pokaźna ilość płyt z muzyką klasyczną, jazzową i rockową oraz gry wideo, których ilość mogłaby być śmiało porównana do wystawy sklepowej.
Usiadłam na sofie, napawając się idealnym zapachem, panującym w całym domu. Marco jak widać, również uwielbiał perfumy Dolce Gabbana.
- Napijesz się? - spytał niskim głosem, pojawiając się w pokoju z butelką czerwonego, wytrawnego wina.
Skinęłam głową w geście potwierdzenia.
W chwilę później siedzieliśmy wygodnie na kanapie, słuchając Chopina i delektując się najlepszej jakości trunkiem, jaki miałam okazję kiedykolwiek wypić.
- Powiesz mi, co to było za przedstawienie przed restauracją? - odważyłam się zadać pytanie, które nurtowało mnie od momentu wyjścia z lokalu.
Odetchnął głęboko.
- Nigdy nie zrozumiesz, o co chodzi w moim cholernym życiu, Blair - poczułam dreszcze na dźwięk własnego imienia, wymawianego przez blondyna w tej idealnej intonacji. Upiłam łyk wina. - Małe porachunki z niektórymi, mogą przysporzyć wielu problemów. Ujmę to inaczej. Nie zrobili tego, o co prosiłem. Ze mną się nie zadziera, mieli okazję odczuć to na własnej skórze - chytry uśmieszek wkradł się na jego usta.
- Zabiłeś dwóch mężczyzn! To przestępstwo Reus! -podniosłam nieco głos, żeby zaakcentować powagę sprawy. Świetnie, widuję się z mordercą. Zawsze miałaś nosa do mężczyzn, Blair.
-Kogo to obchodzi? Nikt nie dowie się, że to ja ich zastrzeliłem. Ściągnąłem odciski palców z broni i ich kurtek, miałem na sobie rękawiczki, upozorowałem zabójstwo i samobójstwo w jednym. To nie pierwszy raz, kiedy w ten sposób załatwiam niewygodnych klientów - uśmiechnął się złowrogo, dopijając alkohol do końca.
Otworzyłam usta ze zdziwienia. Klientów? To czym on się zajmuje?
- To skomplikowane - odpowiedział z wyprzedzeniem na nie zadane przeze mnie pytanie.
Westchnęłam ciężko i podparłem głowę dłonią, wpatrując się w kieliszek.
Nie bałam się go. Nie przerażał mnie fakt, że zabija ludzi, którzy mu zawadzają, że ma kasy jak lodu i codziennie nową panienkę w swoim łóżku. Powiem szczerze, że nawet mi to imponowało, mimo że chyba nie powinno.
- Muszę wracać - złapałam torebkę w dłoń i podniosłam się z miejsca.
- Nie mogę prowadzić kochanie.
- Mam nogi i kasę w portfelu. Umiem o siebie zadbać.
- Nie. Zostaniesz dzisiaj u mnie - warknął, odstawiając szklane naczynie na stół.
- Chyba sobie żartujesz! Nie mów mi co mam robić, sama doskonale wiem, co jest dla mnie najlepsze! - krzyknęłam i pospiesznie udałam się w stronę drzwi.
- Blair nie wyprowadzaj mnie z równowagi! Chyba, że chcesz skończyć jak ci dwaj pod restauracją! - syknął, wyciągając pistolet z kieszeni.
- Chcesz mnie zabić? No proszę, dawaj, pozbądź się niepotrzebnej osoby! Nie wskoczyłam ci do łóżka to teraz możesz się mnie pozbyć w niehumanitarny sposób! - upuściłam torebkę na ziemię i stanęłam na wprost Reusa, patrząc mu prosto w oczy. Myślał, że mnie nastraszy, że upadnę na kolana i będę go przepraszać jak spłoszone zwierzę. Jego, kurwa, niedoczekanie.
Zielone tęczówki świdrowały mnie swym spojrzeniem. Czułam jego gorący oddech na twarzy, jego boskie perfumy, obezwładniające węch. Nie denerwowałam się, tym co może się za chwilę wydarzyć. Serce w dalszym ciągu spokojnie wybijało swój równomierny rytm, oddech był stabilny, czekałam cierpliwie na rozwój wydarzeń.
Minęło kilka minut zanim rozwścieczenie z jego twarzy zniknęło na dobre. Opuścił broń na podłogę i spuścił wzrok. Jeden zero dla Krämer, frajerze.
- Powinieneś iść na specjalne leczenie, jesteś niezrównoważony psychicznie - wypuściłam powietrze z ust i zrobiłam krok w tył - Lepiej dla mnie będzie jak już pójdę - złapałam za gałkę drzwi, chcąc jak najszybciej ulotnić się z tego miejsca, zanim tykająca bomba znów wybuchnie.
- Zostań, proszę - wymówił powoli, podnosząc głowę i obrzucając mnie swym przenikliwym spojrzeniem. - Blair, proszę - powtórzył.
Przewróciłam niezadowolona oczami i pozwoliłam mojej torbie z powrotem przybić piątkę z podłogą. Wyminęłam go obojętnie, opierając się plecami o zimną ścianę.
- Czego ty ode mnie chcesz? - powiedziałam żałośnie.
Wolnym krokiem zbliżył się do mnie i stanął tak blisko, że prawie stykaliśmy się twarzami. Poczułam jego dłonie na własnych nadgarstkach, które przycisnął mocno do ściany.
Przygryzł dolną wargę i uśmiechnął się szyderczo.
- Chcę ciebie.
jutro szkoła, kto się cieszy?
znowu złapałam małe opóźnienie,
ale cierpiałam na chwilowy wenobrak.
natchnęło mnie przy myciu naczyń i oto skutek.
w nagrodę trochę dłuższy, enjoy.
wasze cudowne opowiadania
poczytam i po komentuję jutro, promise.
jak wam się podoba?
nie cieszcie się, nie będzie sielanki
omg
piszcie, co sądzicie, lovki
xx S.
Świetny rozdział ^^
OdpowiedzUsuńKiedy będzie następny??
Czekam z niecierpliwością :*
Marco jest gangsterem XDD
OdpowiedzUsuńto pierwsze co mi dzisiaj przyszło na myśl po przeczytaniu rozdziału xd
O mój Boże.
OdpowiedzUsuńMam mieszane uczucia co do tego rozdziału, taki dziwny ten Marco.. Zabijanie ludzi nie pasuje do mojego cudownego blond aniołka ♥ Przeraziło mnie to trochę :oo Serio.. No coż, mało konstruktywny komentarz ale koniec sierpnia zawsze mnie dobija :(((
Przepraszam, w następnym jakoś lepiej wszystko opiszę! :)
Nie mogę doczekać się następnego, naprawdę. Wciąga mnie to coraz bardziej, zaaobserwowałam (dobrze to napisałam? :o) żeby nie przegapić rozdziału żadnego i liczę na więcej. ♥
Pozdrawiam, Nadia. ♥
Miałam ciarki jak to czytałam, serio!
OdpowiedzUsuńNajpierw ten sms. No tak, co Marco rozkaże musi być wykonane natychmiast, ale Blair się tak łatwo nie dała. Bardzo dobrze! A niech się wkurza blondas, a co.
Cóż, ta scena pod restauracją powaliła mnie na łopatki. Musiałam czytać dwa razy, bo nie mogłam uwierzyć w to co się wydarzyło. Marco zabija ludzi. SZOK! Czym on się zajmuję do cholery? Mówił, że nie pierwszy raz pozbywa się tak niewygodnych klientów... Może handluje narkotykami, albo.... Nie, w sumie to nie mam zielonego pojęcia. Pewnie to gangster, tak jak już napisała Edith. Reus należy do mafii i ma już setki takich akcji na koncie hahaahaha :D Dobra, koniec żartów.
Sposób w jaki to wszystko opisałaś jest fenomenalny. Z każdym rozdziałem jestem coraz bardziej uzależniona od tej historii i wyczekuję na nową część. To jest tak cholernie tajemnicze i intrygujące! Aż chcę się czytać.
Ostatnią sceną skradłaś mi serce. "- Czego ty ode mnie chcesz? - powiedziałam żałośnie.
Wolnym krokiem zbliżył się do mnie i stanął tak blisko, że prawie stykaliśmy się twarzami. Poczułam jego dłonie na własnych nadgarstkach, które przycisnął mocno do ściany.
Przygryzł dolną wargę i uśmiechnął się szyderczo.
- Chcę ciebie." O Matko! *.* Takie to urocze! Nie mam słów!
Pewnie to trochę dziwne, że to piszę, ale takie właśnie mam odczucia. Mimo że Marco to palant, a na dodatek zabójca, ta scena tak mi się cholernie spodobała, że czytałam ją kilka razy! *.*
Reus w końcu uświadomił Blair, że nie jest mu obojętna, i jak się domyślam, nie odczepi się od niej.
Nie mam bladego pojęcia jak się to dalej potoczy i to jest cudowne.
Kurde, uwielbiam tego bloga. Uwielbiam fabułę. Uwielbiam postać Blair i mimo wszystko Marco. O, tak ;3
Nie mogę się doczekać następnego, i dalszego rozwoju akcji. Choć w sumie po tym, co wydarzyło się dotychczas, to zaczynam się bać. Oczywiście potraktuj moje słowa pozytywnie. Marco jest nieobliczalny i w sumie to może się stać wszystko.
Kochana, pisz szybko rozdział następny, czekam! ;*
PS. Zapraszam do mnie, na piątkę! :D
Boski.. No powiem tego się po Reusie nie spodziewałam. Myj częściej naczynia niech Cię wena częściej łapie. Piszesz świetnie to opowiadanie jest bardzo intrygujące. Z niecierpliwością czekan na następną część by dowiedzieć się Blair poradzi sobie w domu Reusa. :3
OdpowiedzUsuńKochanie! Najpierw przepraszam, że nie skomentowałam poprzedni rozdział, ale jak zapewne wiesz byłam po za domem, aż do niedzieli! Na szczęście już jestem!
OdpowiedzUsuńDobra, pierwsze co to powiem, że dzięki Twojemu opowiadaniu odrywam się od rzeczywistości! Nie wiem co by było gdybyś go nie pisała. Dziś sobie bez niego życia nie wyobrażam, a to początek dopiero! Poprawiłaś mi mega humor, bo przyznam szczerze, że po zobaczeniu dzisiejszych wyników z moich badań 'kolanowych' byłam w dołku, a tu proszę! Wystarczył jeden Twój rozdział i już mi lepiej!:)
No więc tak! Wszystko mnie intryguje. Kocham niegrzecznego Marco i nie dziwię się Blair, że jej też ;). Dobrze, że jest taka stanowcza i nie daje mu się zaciągnąć od razu do łóżka! Jest idealnie! Czekam na jeszcze więcej ostrych tekstów, między tą dwójką, bo przyznaję się bez bicia, że po przeczytaniu 50TG mam jakieś dziwne schizy i upodobania, w jakimś sensie, hahaha :D!
Miłego rozpoczęcia roku szkolnego! Mam nadzieje, że plan lekcji spełnia Twoje oczekiwania ;).
Kocham mocno, xx :*
Wybacz, że nie skomentowałam od razu, ale nie miałam dostępu do internetu :)
OdpowiedzUsuńMiałam ciarki czytając ten rozdział. W życiu bym nie pomyślała, że Marco może kogoś zabić. Czym on się w ogóle zajmuje ? Nie potrafię go rozgryźć. Wiem jedno, uwielbiam go w takiej roli, jest naprawdę świetny, taki zły chłopiec, którego ma się ochotę tak czy inaczej przytulić. Ciesze się, że właśnie takim go stworzyłaś, co nie ukrywam, robi się coraz ciekawsze i coraz bardziej intrygujące :)
Dobrze, że nie daje mu sobą sterować i potrafi się mu przeciwstawić, mam nadzieję, że nie skrzywdzi jej, tym bardziej, że mam wrażenie, że cierpi na jakąś obsesję na jej punkcie...
Kocham relację tej dwójki i niecierpliwie oczekuję na dalszy przebieg zdarzeń w tym dreszczowcu ! :)
Pozdrawiam i buziaki xoxoxo : *
Kiedy następny?
OdpowiedzUsuńO cholera! Marco gangsta! :o Bardzo mnir to zdziwiło ale muszę się przyznać że również bardzo mi się to podoba. No bo proszę Cię, która by odmówiła mega seksownemu Reusowi w roli bad boya? xD Nie dziwię się że Blair mu się za każdym razem opiera, chociaż udaje, że tego nie chce (ona tylko udaje, ja to wiem!). Jeszcze ta końcówka - mistrzowska!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na następny :*
Kiedy next?
OdpowiedzUsuńOkay rozumiem - Marco w roli bad boya, ale Marco gangster? Zaczyna mi się coraz to bardziej podobać! Czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny! ;*