Cały poranek, który spędziłam na monotonnym parzeniu kawy i wycieraniu stolików po niezbyt pedantycznych klientach, myślałam o spotkaniu z debilem z imprezy. Z początku nie miałam najmniejszego zamiaru dać sobą manipulować i stosować się do poleceń owego delikwenta, ale po głębszym przemyśleniu sprawy doszłam do wniosku, że może warto byłoby dowiedzieć się, czego ode mnie chce i w przeciągu jakiego czasu ma zamiar się odwalić.
Po upływie niecałej godziny, do The Brew wpadła Flo. Dosłownie wpadła. Z roztrzepanymi, ciemnymi lokami, zaspanymi oczami i w bluzce na lewej stronie.
- Kurwa, dużo się spóźniłam? - mruknęła, marszcząc czoło na ogromną dawkę światła jarzeniówek, uderzających jej twarz.
- Szefa jeszcze nie ma, więc nadrabiaj tyle, ile możesz - uśmiechnęłam się ironicznie, patrząc na stan przyjaciółki. - Ktoś tutaj chyba się nie wyspał, nieprawdaż?
- Daj spokój, mam takiego kaca, że sobie nie wyobrażasz. Łeb mnie boli jak cholera - warknęła i potarła wierzchem dłoni skroń. - A jak ten blondas, dostałaś numer?
- Tak, wzięłam numer i odeszłam, był zalany w trzy dupy - odparłam beznamiętnie, sciskając usta w wąską linijkę.
Może w tamtej chwili nie byłam wzorem idealnej, szczerej przyjaciółki, która dzieli się swymi sekretami, ale nie chciałam wdrażać Florence w niecodzienne szczegóły mojej przygody z Marco w klubie. Napaliłaby się, że mam adoratora i że na pewno coś z tego będzie. Nie wiedziała jaki z niego skurwiel. I tak nic nie pamiętała z tamtego wieczoru, więc nie zaliczyłam beznadziejnej wpadki z kłamstwem.
Punktualnie o dziewiętnastej opuściłam swoje miejsce pracy. Byłam jedną z ostatnich, która kończyła zmianę.
Narzuciłam na ramiona ciemny płaszcz, a szyję owinęłam szalikiem, chcąc odciąć się trochę od chłodnego, jesiennego powiewu wiatru.
Poprawiłam nieznacznie włosy w lustrze i wyszłam na ulicę, zatrzaskując drewniane drzwi.
Narzuciłam na ramiona ciemny płaszcz, a szyję owinęłam szalikiem, chcąc odciąć się trochę od chłodnego, jesiennego powiewu wiatru.
Poprawiłam nieznacznie włosy w lustrze i wyszłam na ulicę, zatrzaskując drewniane drzwi.
- Blair.
Przestałam oddychać miarowo.
Seksowny, niski głos zadźwięczał w mojej głowie.
Przyjemny dreszczyk przebiegł po plecach.
Czekał.
Zacisnęłam powieki i odwróciłam się na pięcie, napotykając wzrok intrygującego prześladowcy.
Uśmiechał się przebiegle, popisując się nienagannym uzębieniem. Włosy jak zwykle miał zaczesane na bok.
Tors opinała mu czarna koszulka, a ramiona ukryte były pod skórzaną ramoneską. No i ten kolczyk, którym nieustannie się bawił.
Wypuściłam powietrze z ust i przyznałam sama przed sobą, że przystojny to on był, jest i będzie dopóki go robale w ziemi nie zeżrą.
Po tym osobistym stwierdzeniu przybrałam na twarz maskę obojętności, która była pewną barierą przed nadmierną utratą wrodzonej odwagi. Wyprostowałam się, zacisnęłam usta i zmrużyłam oczy, starając się wyglądać na jak najbardziej pewną siebie. Nie dam gnojkowi pola do popisu.
Wypuściłam powietrze z ust i przyznałam sama przed sobą, że przystojny to on był, jest i będzie dopóki go robale w ziemi nie zeżrą.
Po tym osobistym stwierdzeniu przybrałam na twarz maskę obojętności, która była pewną barierą przed nadmierną utratą wrodzonej odwagi. Wyprostowałam się, zacisnęłam usta i zmrużyłam oczy, starając się wyglądać na jak najbardziej pewną siebie. Nie dam gnojkowi pola do popisu.
- No popatrz, Reus jak idealnie sprawdzasz się w roli strażnika, ledwo co wyjdę z pracy, już mam asekurantów w pobliżu - uśmiechnęłam się chytrze, zakładając ręce na piersiach.
Bezwyrazowe prychnięcie było jego odpowiedzią. Złapał silną dłonią mój nadgarstek i pociągnął w kierunku przeciwnym, niż droga do domu.
- Popieprzyło cię?! - warknęłam, próbując wyswobodzić się z uścisku - puszczaj mnie do cholery!
- Spokojnie księżniczko, zabieram cię na mały spacer - odparł ze stoickim spokojem, nie poluźniając zakleszczonych palców.
- Na mały spacer, och jak twórczo! Świetną sobie porę wybrałeś, szkoda tylko, że robi się późno, a ja rano muszę wcześnie wstać.
- Wzruszające, skończyłaś?
- Nie, kurwa, puść moją rękę - wycedziłam przez zaciśnięte zęby i korzystając z przypływu niepohamowanej złości wykręciłam jego nadgarstek w drugą stronę i z impetem wyciągnęłam swą kruchą dłoń.
Reakcja drugiej strony była natychmiastowa. Obdarzył mnie morderczym spojrzeniem a następnie z całą siłą popchnął mnie na maskę, stojącego tuż obok samochodu. Ciężkie dłonie oplotły moje przeguby ze zdwojoną siłą. Twarz Marco w afekcie furii uwydatniła zarysowaną szczękę oraz kości policzkowe.
Zbliżył się do mnie na mało komfortową odległość tak, że momentalnie poczułam jego ciepły oddech, penetrujący zakamarki mojej twarzy, a po chwili nieziemsko zielone oczy, w których tańczyły iskierki niezadowolenia.
- Nigdy więcej tak nie rób, bo możesz nie dostać drugiej szansy. Teraz pójdziemy na ten pierdolony spacer jak dwójka znajomych i spędzimy trochę czasu w normalnej atmosferze - przemówił powoli, po czym podniósł się do pozycji wertykalnej.
Kiedy uspokoiłam się po niewygodnym zajściu z blondynem, wyprostowałam się jak maszt i obrawszy uprzednio oziębły wyraz twarzy, poczęłam podążać za wysoką posturą mężczyzny.
Kiedy uspokoiłam się po niewygodnym zajściu z blondynem, wyprostowałam się jak maszt i obrawszy uprzednio oziębły wyraz twarzy, poczęłam podążać za wysoką posturą mężczyzny.
Nie czułam się jak pies, zbity przez właściciela za nieodpowiednie zachowanie.
Nie miałam najmniejszego zamiaru tak się czuć. Miałam prawo do sprzeciwu, bez względu na to czy mu się to podobało, czy nie.
Po kilkunastu minutach wędrówki w całkowitym milczeniu wreszcie doszliśmy na miejsce godne chwili odpoczynku na łonie przyrody. Usiedliśmy na jednej z pobliskich ławeczek. Oczywiście zachowałam między nami względnie bezpieczną odległość, bo nie miałam zamiaru znowu testować na własnej skórze siły jego dłoni.
Marco parsknął rozbawiony moim asertywnym zachowaniem i diametralnie się przybliżył, naruszając moją przestrzeń osobistą.
Czułam na ramieniu ciepły oddech chłopaka i zielone oczy świdrujące mnie od dobrej chwili. Nawet w całkowitych ciemnościach był w nich ten intrygujący blask i tańczące iskierki.
-Skoro już udało ci się znormalnieć i przemyśleć swoje nadęte zachowanie.. - zaczął poważnym głosem, odchrząkając uprzednio - to opowiedz mi teraz coś o sobie.
- Nie muszę ci się spowiadać i wykładać autobiografii, książkę piszesz? - fuknęłam gniewnie, marszcząc brwi.
- Nie, kochanie, ale jeśli nie chcesz mieć problemów z moją osobą, lepiej zrób to, o co cię proszę. Więc od kiedy mieszkasz w Niemczech, brytyjko? - spytał z bezczelnym uśmiechem, który dostrzegłam na jego twarzy, mimo czarnej peleryny nocy.
Nie miałam najmniejszego zamiaru tak się czuć. Miałam prawo do sprzeciwu, bez względu na to czy mu się to podobało, czy nie.
Po kilkunastu minutach wędrówki w całkowitym milczeniu wreszcie doszliśmy na miejsce godne chwili odpoczynku na łonie przyrody. Usiedliśmy na jednej z pobliskich ławeczek. Oczywiście zachowałam między nami względnie bezpieczną odległość, bo nie miałam zamiaru znowu testować na własnej skórze siły jego dłoni.
Marco parsknął rozbawiony moim asertywnym zachowaniem i diametralnie się przybliżył, naruszając moją przestrzeń osobistą.
Czułam na ramieniu ciepły oddech chłopaka i zielone oczy świdrujące mnie od dobrej chwili. Nawet w całkowitych ciemnościach był w nich ten intrygujący blask i tańczące iskierki.
-Skoro już udało ci się znormalnieć i przemyśleć swoje nadęte zachowanie.. - zaczął poważnym głosem, odchrząkając uprzednio - to opowiedz mi teraz coś o sobie.
- Nie muszę ci się spowiadać i wykładać autobiografii, książkę piszesz? - fuknęłam gniewnie, marszcząc brwi.
- Nie, kochanie, ale jeśli nie chcesz mieć problemów z moją osobą, lepiej zrób to, o co cię proszę. Więc od kiedy mieszkasz w Niemczech, brytyjko? - spytał z bezczelnym uśmiechem, który dostrzegłam na jego twarzy, mimo czarnej peleryny nocy.
-Och błagam, straszenie mnie i szantażowanie jest prymitywne i pozbawione sensu, nie wysilaj się, nie kręcą mnie źli chłopcy - tu skarciłam się w myślach za kłamstwo - lepiej powiedz mi, Sherlocku, skąd masz mój numer?
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie - odrzekł sucho, lekceważąc wściekły wzrok, który wypełznął z moich oczu i paraliżował jego tęczówki.
- W Berlinie jestem od roku, wcześniej mieszkałam w Londynie - odparłam wreszcie, niezadowolona z własnej uległości względem płci przeciwnej.
- Jak na pochodzenie i akcent, to masz mało angielskie nazwisko, Krämer - triumfalny wyszczerz zagościł na jego bladej twarzy. Skubany dobry jest.
- Skąd wiesz jak mam na nazwisko? I skąd ten numer? - wstałam ze złości z miejsca, krzyżując ręce na piersiach - powiesz mi wreszcie?! - dokończyłam, niemal krzycząc.
- Widzisz, Blair, inteligencja jest niezwykle seksowna...
- Niestety ty nie możesz się nią poszczycić - przerwałam mu z kpiną - ale seksowny jesteś jak cholera - dodałam w myślach, uśmiechając się lekko pod nosem.
- Uczysz się? Studiujesz? - z chwilowego amoku wyrwał mnie jego porywczy ton.
- Ujmuje mnie do granic możliwości fakt, iż interesujesz się moją edukacją. Od stycznia zaczynam studia medyczne na Uniwersytecie Humboldtów - odparłam z dumą w głosie.
- Ambitna - uciął krótko.
- A ty? Nie powiesz mi nic o sobie?
- Mam na imię Marco, a na nazwisko Reus.
- Wspaniale, dobrze ci idzie. Może tak coś, czego jeszcze nie wiem?
- W moim życiu nie ma nic, o czym powinnaś wiedzieć - lakoniczna odpowiedz tego zadufanego w sobie samca alfa powoli zaczynała mącić moją cierpliwość.
- Chyba muszę wracać - warknęłam wkurzona i zarzuciłam torbę na ramię.
Nie otrzymałam odpowiedzi na swoje pytania, a w zamian za to streściłam mu kilka faktów z życia. Dość się nadenerwowałam, żegnaj frajerze.
- Odprowadzę cię.
- Nie dzięki, nie skorzystam. Bozia sprezentowała mi działające bez zarzutu nogi.
- Powiedziałem, że cię odprowadzę - mięśnie jego twarzy raptownie napięły się, a zarysowana szczęka zacisnęła, ukazując swoje idealne detale. Łypnął jadowicie oczami i chwycił mnie za bolący nadal nadgarstek. - Nie prowokuj mnie.
Kwadrans później staliśmy już pod drzwiami mojego mieszkania. Reus docisnął mnie do płaskiej, mahoniowej powierzchni i przysunął swoje usta do mojego ucha, drażniąc je zębami.
- To nie nasze ostatnie spotkanie, aniele. Takiej twarzyczki jeszcze długo nie będę w stanie wymazać z pamięci - słowa wypowiadał powoli, robiąc chwilowe pauzy. Ton jego głosu był męski, poważny, pociągający. Przywarł swoim torsem do mojej klatki piersiowej i złożył delikatny pocałunek na szczęce, po czym uśmiechnął się jak mały chłopiec, który dostał to, czego chciał i w ciszy oddalił się, żeby po chwili zniknąć w fałdach mroku.
Jeszcze przez dłuższy czas siedziałam na progu oparta o wejście, analizując wydarzenie sprzed ostatniej godziny.
Pojawił się z przypadku. Znał moje nazwisko, miał mój numer, nachodził mnie i wkurzał do granic możliwości swoim zachowaniem, jednak mimo wszystkich wad jakie zauważałam w tej toksycznej relacji, postanowiłam nie rezygnować i odrobinę odbiec od moich rygorystycznych przyzwyczajeń. Zabawimy się, Reus.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie - odrzekł sucho, lekceważąc wściekły wzrok, który wypełznął z moich oczu i paraliżował jego tęczówki.
- W Berlinie jestem od roku, wcześniej mieszkałam w Londynie - odparłam wreszcie, niezadowolona z własnej uległości względem płci przeciwnej.
- Jak na pochodzenie i akcent, to masz mało angielskie nazwisko, Krämer - triumfalny wyszczerz zagościł na jego bladej twarzy. Skubany dobry jest.
- Skąd wiesz jak mam na nazwisko? I skąd ten numer? - wstałam ze złości z miejsca, krzyżując ręce na piersiach - powiesz mi wreszcie?! - dokończyłam, niemal krzycząc.
- Widzisz, Blair, inteligencja jest niezwykle seksowna...
- Niestety ty nie możesz się nią poszczycić - przerwałam mu z kpiną - ale seksowny jesteś jak cholera - dodałam w myślach, uśmiechając się lekko pod nosem.
- Uczysz się? Studiujesz? - z chwilowego amoku wyrwał mnie jego porywczy ton.
- Ujmuje mnie do granic możliwości fakt, iż interesujesz się moją edukacją. Od stycznia zaczynam studia medyczne na Uniwersytecie Humboldtów - odparłam z dumą w głosie.
- Ambitna - uciął krótko.
- A ty? Nie powiesz mi nic o sobie?
- Mam na imię Marco, a na nazwisko Reus.
- Wspaniale, dobrze ci idzie. Może tak coś, czego jeszcze nie wiem?
- W moim życiu nie ma nic, o czym powinnaś wiedzieć - lakoniczna odpowiedz tego zadufanego w sobie samca alfa powoli zaczynała mącić moją cierpliwość.
- Chyba muszę wracać - warknęłam wkurzona i zarzuciłam torbę na ramię.
Nie otrzymałam odpowiedzi na swoje pytania, a w zamian za to streściłam mu kilka faktów z życia. Dość się nadenerwowałam, żegnaj frajerze.
- Odprowadzę cię.
- Nie dzięki, nie skorzystam. Bozia sprezentowała mi działające bez zarzutu nogi.
- Powiedziałem, że cię odprowadzę - mięśnie jego twarzy raptownie napięły się, a zarysowana szczęka zacisnęła, ukazując swoje idealne detale. Łypnął jadowicie oczami i chwycił mnie za bolący nadal nadgarstek. - Nie prowokuj mnie.
Kwadrans później staliśmy już pod drzwiami mojego mieszkania. Reus docisnął mnie do płaskiej, mahoniowej powierzchni i przysunął swoje usta do mojego ucha, drażniąc je zębami.
- To nie nasze ostatnie spotkanie, aniele. Takiej twarzyczki jeszcze długo nie będę w stanie wymazać z pamięci - słowa wypowiadał powoli, robiąc chwilowe pauzy. Ton jego głosu był męski, poważny, pociągający. Przywarł swoim torsem do mojej klatki piersiowej i złożył delikatny pocałunek na szczęce, po czym uśmiechnął się jak mały chłopiec, który dostał to, czego chciał i w ciszy oddalił się, żeby po chwili zniknąć w fałdach mroku.
Jeszcze przez dłuższy czas siedziałam na progu oparta o wejście, analizując wydarzenie sprzed ostatniej godziny.
Pojawił się z przypadku. Znał moje nazwisko, miał mój numer, nachodził mnie i wkurzał do granic możliwości swoim zachowaniem, jednak mimo wszystkich wad jakie zauważałam w tej toksycznej relacji, postanowiłam nie rezygnować i odrobinę odbiec od moich rygorystycznych przyzwyczajeń. Zabawimy się, Reus.
aloha mordki,
dziękuję za tyle komentarzy
pod poprzednim rozdziałem.
teraz ma być ich jeszcze więcej, a wierzę, że będzie,
bo jesteście zajebiści.
sorry, że takie opóźnienie z dodaniem, korzystam
z ostatniego tygodnia woloności.
wasze opowiadania ponadrabiam jutro,
promise.
luv ya all.
xx
I że to już, że koniec rozdziału ? Tak się wciągnęłam że pochłonęłam go w sekundę ! Marco jest tutaj zupełnie inaczej wykreowany niż w innych opowiadaniach. Taki cholernie zimny drań, bez serca, z obsesją na jej punkcie....intrygujące ! Nie powinna mu dać się tak traktować, to, że przycisnął ją do maski samochodu było szczytem. Ma wyraźne problemy z agresją, powinien się gdzieś zgłosić, zamiast zrobi jej krzywdę. Cóż, chyba jest zabójczo zakochany. Aż sama się go boję! Ciekawa jestem jak dalej potoczy się ich znajomość i w jaki sposób planuje się z nim zabawić...Dodaj coś jak najszybciej : )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i buziaki : *
Zapraszam w wolnej chwili na nowy rozdział u mnie : )
Świetny rozdział ;) Piszesz bosko!!! Czekam na kolejny :*
OdpowiedzUsuńJestem zauroczona tym rozdziałem.
OdpowiedzUsuńTak bardzo przypadł mi do gustu,że przeczytałam go co najmniej 4 razy! Nie wiem czy już o tym wspominałam,że masz niesamowity sposób 'tworzenia". Wszystko jest takie przejrzyste i spójne,mogłabym czytać i czytać. I co najważniejsze to,w jaki sposób opisujesz Marco. Jezu,to jest cudowne! Nie jest do końca opanowany i te jego napady agresji - tak,to jest w tym wszystkim najlepsze! Z każdym zdaniem podsycasz moją ciekawość i zafascynowanie ta historią! Czekam na kolejny! :) Buziaki i dużo,duużo weny! ; *
och Marco, Marco... ;)
OdpowiedzUsuńjeszcze chyba nigdzie nie został tak 'stworzony' jak na twoim blogu :)
skąd On ma te wszystkie informacje na temat Blair.
och już chciałabym kolejny rozdział :)
weny ♥
Matko, to opowiadanie jest tak wciągające! I jeszcze ta intrygująca postać Marco ♥ Jestem tak ciekawa , co Blair zamierza zrobić , no i oczywiście skąd Marco ma te wszystkie wiadomości o o niej.. Mam nadzieję ,że nowy rozdział będzie niedługo , bo już zżera mnie ciekawość . :)
OdpowiedzUsuńWciąga coraz bardziej! Licze że szybko napiszesz następny. Bo już się zastanawiam co będzie dalej :3 ^^
OdpowiedzUsuńKolejny świetny rozdział! Myślałam, że się rozpłynę, gdy go czytałam.
OdpowiedzUsuńMarco zachowuję się jak dupek i narcyz bez serca, ale jest przy tym niesamowicie... pociągający. Nigdy nie wiadomo co powie, ani co zrobi. To jest cudowne! Trochę się zdziwiłam jego napadem agresji, ale zdecydowanie to czyni go jeszcze bardziej intrygującym.
Przeczuwam, że Blair pokaże na co ją stać. I bardzo dobrze! Reus przynajmniej zobaczy, że nie jest ona kolejną pustą lalką, lecącą na każde jego skinienie palca. "Zabawimy się, Reus." Tak, tak i jeszcze raz tak! Już nie mogę się doczekać jak Blair zacznie również z nim pogrywać.
Będzie bardzo, ale to bardzo gorąco. W sumie to dobrze, wręcz wyśmienicie!
Zastanawia mnie tylko jedno. Skąd on wytrzasnął te wszystkie informacje o Blair? Cholera, mega mnie to ciekawi.
O, matulu, jakie to jest intrygujące! Ta historia wciąga bezgranicznie i sprawia, że wyczekiwanie na następny rozdział jest męczarnią.
Pisz następny szybciutko, czekam!
Buziaki ;*
Ubóstwiam Twoje opowiadanie!
OdpowiedzUsuńSposób w jaki przedstawiasz postać Marco jest genialny! Jeszcze nie spotkałam się z taką historią :)
Jestem ciekawa jak potoczą się ich dalsze losy i co też Blair przygotowała dla Marco :>
Super rozdział! :)
Czekam na kolejny :)
Buziaki ;**
Super rozdział jak każdy ^^
OdpowiedzUsuńMam do ciebie pytanie :)
Czy pisząc tą historię inspirowałaś się serią "Szeptem" ? Bo Marco przypomina mi Patcha tylko że on nie był tak brutalny :D i jeszcze to "Aniele" *.* po prostu kocham to opowiadanie bo przypomina mi właśnie tą serię którą ubóstwiam ;^
No więc już kilka razy pisałam Ci, jak wspaniale piszesz i z wielkimi podstawami mogę to napisać jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńWięc:
Rany, masz talent! Podziwiam Cię za to!
Rozdział wspaniały, napisany z pasją i taki inny. Wulgarny, ale do przesady. Czyta się przyjemnie, wręcz nie możesz się oderwać. Jak zaczniesz, jesteś skończony.
No więc opowiadanie się rozwija, Marco jest zupełnie inny, ciekawszy. Strasznie barwny i jestem ciekawa, co dalej wyniknie z tej znajomości. Blair też powoli pokazuje pazury. Coś mi się wydaje, że Reus nieźle ją zmienia.
Czekam na kolejny, a ty pisz, bo masz ogromne predyspozycje, by się wybić. Uwielbiam to opowiadani! ♥
Pozdrowionka i miłej nocki! ;*
Hej, hej! Jestem tutaj pierwszy raz i muszę przyznać, że bardzo mi się podoba i zostanę na dłużej :)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz czytam opowiadanie gdzie Marco przedstawiony jest jako 'bad boy'. Nie czytałam wcześniejszych rozdziałów, ale opierając się o ten, bardzo mi się podoba relacja Marco i Blair, bije od nich chemia. Pomimo, że ciągle się wnerwiają i są dla siebie upierdliwi, myślę, że coś z tego wyniknie a może nawet więcej niż coś :D
Jedynym minusem jest długość rozdziału, zdecydowanie za krótki!
Uwielbiam Twój szablon, prześliczny układ graficzny *.*
pozdrawiam i czekam na następny oraz zostawiam link w spam :)
Mówiłam Ci już, że piszesz świetnie? To powiem to jeszcze raz. Piszesz tak zajebiście, że brak mi słów. Strasznie wciągające opowiadanie. Uwielbiam Marco w takiej roli <3 :)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na dalszy ciąg.
Pozdrawiam! ;*
Łaaaa! Marco to taki brutal matko. Jak Hazza z Darka. Jejciu. XD przepraszam ze tak późno pisze komentarz ale chciałam w pełni wykorzystać końcówkę wakacji :) No kochana. Wciągam sie coraz bardziej i coraz bardziej mam ochotę czytac dalej. I wiedzieć co będzie dalej. O mamusiu ♥ Marco to taki cholerny dupek. Mam ochotę go zabić tutaj. Taki bad boy! Jakby jeszcze okazał sie potem jak Grey.. JEZUS MARIA. Przyjechałabym do Ciebie do domu i normalnie ucalowala *o* Ok gadam trzy po trzy ale Marco jest taki niegrzeczny. A ja tak uwielbiam Niegrzecznych chłopców *-* Ok. Przepraszam za błędy i takie tam ale nie pisze z lapka :( Przepraszam. :( No! Czekam na więcej informuj mnie. I dziękuję za przypomnienie mi o zakładce spam xx
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Nadia. ♥